piątek, 20 grudnia 2013

Epilog

                Każdy dzień, jaki spędzamy bez kogoś, kto znaczy dla nas wiele jest jak udręka. Jak boa dusiciel, owijający się wokół zdrowiej, jędrnej piersi. Jak ostatnie tchnienie przed pchnięciem sztyletem w serce. Jak Julia, która postanawia oddać życie, wiedząc, że spotka się w innym wymiarze ze swoim ukochanym.
                Może powinnam była się zabić, nie sądzisz? Odejść z tego świata tuż po śmierci mojej babci, nie cierpiąc tyle trudów życia? A może nie powinnam była się urodzić? Jak myślisz?
                Mimo wszystko jestem tu, a wokół mnie gromadzi się kilkoro ludzi, którzy byli, są i będą. Trzymają mnie za rękę, kiedy upadam. Kiedy ja się rozpadam, mocniej mnie ściskając, stając w kręgu, otaczając mnie. Myślę, że spotkanie ich było moim największym szczęściem.
                Ale nie jestem szczęśliwa. Dlaczego, zapytasz… Bo kocham. Nikt, kto kocha nie jest szczęśliwy. Miłość jest trucizną, jadem, sztyletem i sznurem na szyi. To uczucie jest tak cholernie duszące, że nie potrafisz egzystować. Chcesz się uwolnić, ale nie możesz. Dlaczego? Miłość jest ludzka. Wszyscy kochamy. A wszystko co ludzkie nie jest ci obce.
                Dlatego kochasz. 
                Słucham? Nie chcesz? Ja też. Ale cóż mogę począć? Z każdym tchnieniem kocham coraz bardziej. Tęsknię, rozpaczam i zwijam się z bólu każdego samotnego wieczoru. Brakuje mi tych tęczówek, tego uśmiechu i silnych ramion, które dawały mi bezpieczeństwo.
                Może właśnie dlatego nie winię miłości za zepsucie mojego życia. Ból, jaki przez nią czuję jest jedyną rzeczą, jaka wita mnie codziennie w progu mojego nowego, skromnego mieszkania. Siedzimy razem wieczorami i płaczemy, bo życia nie da się cofnąć.
                Nie wyciągniesz różdżki i nie krzykniesz „Proszę, odwróć wszelkie zło!”. Nie ma tak łatwo kochanie. Bóg też już nie chce się mieszać w moje sprawy. Nawaliłam po całości.
                Ale wiesz co? Te kilkanaście miesięcy przeżytych ze świadomością, że mnie kocha, były najlepszymi miesiącami mojego życia. Mimo tego, że powinnam go nienawidzić, wciąż go kocham. Chciałabym, żeby wiedział jak się teraz czuję. A może nie? Sama nie wiem.
                Czuję się zagubiona. Ale nie chcę umierać.
                Jeszcze nie teraz.
                Przyjdzie na mnie pora.

„Historie nigdy nie mają końca, chociaż książki nam to sugerują. One nie kończą się na ostatniej stronie, ani nie zaczynają na pierwszej.” – Cornelia Funke – Atramentowe serce.

                                                                                                                                             KONIEC


WAŻNE

Nie wiem co mam powiedzieć. To drugie opowiadanie, które kończę, ale...
Przy tym czuję się jakbym zabijała swoje dziecko. Okropnie, wiecie? 
Ale trzyma mnie to, że historię Amy i Liama będę ciągnąć nadal. Czasem nieporadnie, ale będę. 
Mam pomysł i tego się trzymam.
Nie wiem co powiedzieć. Uwierzcie mi, że nie wiem.

Publikując Epilog Now Leave Me Alone, wstawiam wam bieżącą statystykę:

Jestem z wami od : 06.10.2012r. Czyli rok i dwa miesiące. 
 Aktualna ilość opublikowanych przez was komentarzy: 682
Ilość postów: 47
Ilość obserwatorów: 53
Liczba wyświetleń na daną chwilę: 40 286

Chciałabym wam podziękować za bycie moją inspiracją, wsparciem i uśmiechem. Za to, że byliście choć nie zawsze w komplecie. Szczególne podziękowania należą się osobom, które są od początku do końca. Cieszę się, że mogliście przeżywać to na bieżąco i z niecierpliwością czekać kolejnego rozdziału.
Nie jestem pewna za co powinnam podzękować, więc dziękuję wam za wszystko. 
Jesteście wspaniali, dziękuję.
Ale wiecie, że to nie koniec przygód Amy?
Wiem, że wiecie.
Też na to czekacie, jak ja?
Niedługo powinien się pojawić zwiastun, dzięki mojemu kochanemu Skarbowi <3
Lecę opublikować tam prolog.
DO ZOBACZENIA MORDECZKI KOCHANE :*
DZIĘKUJĘ! xx 

Obserwatorzy